Świeżak na Pucharze Świata

Do tej pory zmagania światowej czołówki orienteeringu mogłam oglądać w transmisji internetowej. Przyznam, fajnie i lekko to wyglądało. Ot, kamera cały czas pokazuje poczynania zawodnika

, fotograf stara się uchwycić momenty walki i momenty zagubienia, gps pozostawia materiał do analizy dla setek tysięcy kibiców. Oczami kibica – super przygotowany materiał. W poprzedni weekend miałam okazję zderzyć się ze ścianą… ze ścianą widzianą oczami zawodnika, reprezentanta Polski.

 

DZIEŃ 1 – Konck out spirnt

Otwarcie Pucharu Świata miał stanowić knock out sprint, w którym do kolejnych rund przechodziłoby coraz mniej zawodników. Czułam formę i moc. Chciałam powalczyć w nowej formule sprintu, gdzie kolejne rundy przypominałyby start pierwszych zmian na sztafetach sprinterskich. Lubię to i dobrze się w tym czuję. Nastawiałam się na szybkie, parkowe bieganie, które wydawało mi się, że znam. Jedyna różnicą miała być maksymalnie mocna stawka rywalek. O ja naiwna…. Różnic było zdecydowanie więcej(!). Akredytacje dla zawodników, wejścia do kwarantanny do określonej godziny, rozgrzewające się tuzy biegu na orientację, wszechobecni organizatorzy i wolontariusze, procedura startu nadzorowana przez kilkanaście osób i wreszcie orzełek na koszulce.

Głęboki wdech. 10 sekund do startu i czuję dłoń na moim ramieniu. Ej, co jest!? Jestem delikatnie wybita z rytmu. Zegar wybija START. Dłoń usuwa się z mojego barku. Spokój! Skoncentruj się! Sędzia dłonią pilnował bym nie wybiegła za szybko. Na trasę jednocześnie ruszały 3 zawodniczki (podzielone wcześniej na koszyki A, B, C). Wiedziałam, że nie mamy tej samej trasy. Koncentrowałam się na sobie i swojej mapie. Chciałam płynnie wejść w pierwsze 2-3 punkty. Kody grały. Tempo biegu i zmiany kierunku też. Szło mi to bardzo fajnie J Rzut okiem na mapę, aha, w lewo i punkt będzie za fontanną. Biegnę. Jest! Pyk. Punkt z cyklu ‘oczywistych’. Olewam kod i lecimy dalej. Płuca palą, wolontariusze przy bramie rozpraszają, wkradł się jeszcze wielbłąd wariantowy. A na mecie co? NKL! Debiut z orzełkiem na piesi nie mógł być zaliczony do udanych. Felerny 4-ty punkt a i owszem był za fontanną… ale prze drzewie 20m dalej. Mózg stosując uproszczenie, które z powodzeniem sprawdza się u nas dał się oszukać w terenie, w którym punktów stało bardzo dużo. Nie ma co płakać. Rachunek sumienia zrobiony, przyczyna błędu zdefiniowana, postanowienie poprawy wdrożone.

TO DO -> mówić sobie na jakim obiekcie stoi punkt. Kropka.

Naszej reprezentacji start w kwalifikacjach niestety nie poszedł najlepiej. Ze spokojem więc, jako kibice, mogliśmy podziwiać walkę 18 najlepszych zawodniczek i 18 najlepszych zawodników w półfinale i finale. Wyglądało to fantastycznie. Najpierw przedstawienie zawodników, 20sek na wybór mapy na podstawie fragmentu trasy, końcowe odliczanie i start. Kamery, gps, okrzyki widowni. Atmosfera wrzała. Jako kibic dałam się ponieść J chłonęłam to, co działo się na około mnie, każdą cząstką siebie.

DZIEŃ 2 - Sztafety sprinterskie

Kasia Ślusarczyk i Kuba Drągowski po zakończeniu zmagań w Pucharze ŚwiataPolska wystawiała 2 składy. Ja dostałam propozycję kończenia zmagań drugiego zespołu. Była nuta niepewności bo do tej pory tylko dwa razy biegałam sztafetę sprinterską i dwa razy była to 1-sza zmiana (o ironio(!) w leśnych sztafetach 5 z 6 startów też biegałam na 1-szej zmianie). Tutaj, na Pucharze Świata nikt nie chciał ryzykować mojego nkl już na otwarciu sztafetowej rywalizacji.

Nie spodziewałam się, że po poprzednim dniu coś jeszcze mnie na Pucharze zaskoczy. Kwarantanny przecież już poznałam, paru fotografów w terenie też już widziałam. A jednak zaskoczyło!
Każdy został wyposażony w gps . Przejście do pre-startu odbywało się 15 minut wcześniej. Strefa zmian zorganizowana była na wielkiej scenie. Pobór map ustawiono kilkadziesiąt metrów za startem. Szalejący kibice Czescy i masa, masa Polaków. Oj słychać było te krzyki ‘Kasia daaawaaaj!’ i ‘Polskaaaaa!’. W terenie jeszcze więcej kamerzystów i fotografów. Teren i warianty wymagały maksymalnego skupienia i siły fizycznej. Przy tym wszystkim ciężko było koncentrować się na swojej robocie.

Na trasę ruszałam z ‘ciarami’ na plecach. Wrzawa widowni dawała się we znaki. Wiedziałam, że przebieg na pierwszy punkt biegnie się bardzo długo szczytem wzgórza Petrin. Miałam dużo czasu na odnalezienie się na mapie i dobrze bo przez kibiców długo mi się z tym zeszło. Co zdążyłam się skoncentrować, ktoś krzyknął ‘dawaj Kasiaaaa!’. Ponowna koncentracja i znowu ‘Biegnijjjjjj!’. W głowie huczało na przemian ‘ignoruj ich’, ‘rób swoje’, ‘tylko bez głupot’ i ‘sprawdzaj kody’.

Może to złudzenie, a może kwestia niewielkiego doświadczenia ale pierwszą zmianę biega mi się łatwiej. Zawodnicy dzielą się mniej więcej pół na pół przed rozbiciem więc dokładnie wiem gdzie ono jest. Rzut oka na mapę i jest jasne, który tramwaj wybrać. Na ostatniej zmianie, gdy stawka już się porządnie rozciągnie, a przed sobą ma się 1-2 zawodniczki nie wiadomo czy teraz wybierają one inny wariant, mają inny punkt czy zwyczajnie robią błąd. Potrzebowałam uruchomić dużo wewnętrznej siły żeby wyciąć je z kręgu zainteresowań i patrzeć tylko na siebie. Koniec końców mimo błędu na wejściu na pierwszy punkt uważam bieg za całkiem porządny i solidny. Bo nie dość, że był to debiut w narodowej sztafecie to jeszcze debiut na 4-tej zmianie! Co prawda nie udało mi się podskoczyć w klasyfikacji ale na trasie zostawiłam dużo walki.

 

 

 

 

 

Kasia Ślusarczyk rusza na middle w Czeskim RajuDZIEŃ 3 - Middle in Czech Paradise

Skały mogę powiedzieć, że znam. W czeskim raju biegałam już parę razy. Nauczyłam się biec w nich swoim rytmem i skutecznie rozszyfrowywać labirynty stromych ścianami. Z Pucharem Świata oswajałam się już dwa dni, sporo rzeczy mnie zaskoczyło ale zdążyłam je już przetrawić i przyzwyczaić się. Po raz kolejny życie zagrało ze mną w grę ‘du**e byłaś, gó**o widziałaś’. A co! Puchar Świata Czesi potrafią zrobić z pompą :)

Wyjście z kwarantanny było 15 minut przed czasem startu. Do kolejnego boksu miałam 9 minut 420m i 70m w górę. Coraz intensywniej docierały do mnie dźwięki z centrum zawodów. 6 minut przed startem wejście specjalnie zbudowanym rusztowaniem na zamek. Wrzawa rośnie. Obsługa zawodów jest dosłownie co krok. Niemal sterują każdym moim ruchem. Clear, check, minuta przerwy, opisy, minuta przerwy, mapa na stole. Kilka sekund przed piknięciem zegara czuję dłoń na ramieniu. Luz, wiedziałam, że tak będzie. Taka sama procedura startu była przecież na knock oucie. Przede mną wybieg z zamku czyli długa prosta, a na jej końcu … kamera i obiektywy aparatów. Startowałam jako 5-ta zawodniczka więc widownia była głodna dopingu. Wrzawa niemiłosierna! Komentator przedstawia ‘Na svoja trati bezi Katarzyna slusarczyk s Polsko’. Nie wiem ile osób było w centrum zawodów. Było mega głośno!

Wybieg ze startu, uciekam od ludzi, chcę się skupić na mapie, ustawiam kompas, pierwszy punkt blisko trójkąta. Lubię taki start bo pomaga mi płynnie wejść w teren. Zbiegam przez zielone po zboczu. Widzę grupę skał. Dobiegam, doczytuję mapę, już prawie mam punkt… i widzę 3-4 metry nade mną osobę z mediów. Uwaga skupiona tylko na mnie. Uciekałam ze startu żeby się wyciszyć… a tu na pierwszym punkcie człowiek śledzący każdy mój ruch… Zgłupiałam. Potrzebowałam dłużej chwili żeby się uspokoić i zacząć czytać mapę. Po 2 min błędu jest, mam punkt. Uciekam z oczu temu człowiekowi. Wpadam w rytm, jadę swoje, 3 łatwiejsze / bardziej leśne punkty. Jest płynnie. Do czasu… Podbijam 5-ty punkt i zbiegam kilka warstwic. Nagle za mną szum. Biegający kamerzysta! Biegnie metr za mną. Powtarza każdy mój ruch. Próbuję zapomnieć o nim, wejść w mapę. Mam już grupę skał przed sobą, potrzebuję tylko kilku sekund żeby je doczytać. Nie mam ich! Za mną przecież biegnie kamerzysta, a na górze przede mną stacjonarna kamera. Z lewej widzę świecący lampion. Coś za szybko. Czuję się jak w pułapce! Dobiegnę do punktu i okaże się, że to nie mój, usłyszę komentatora w centrum zawodów ‘ojojoj what a huge mistake! It is wrong control for her’. Ominę go bo to raczej nie mój, usłyszę komentatora ‘ojojoj what a huge mistake! She missed right control!’. Ryzykuję. Podbiegam. To mój!

Emocje jeszcze buzują więc na kolejny punkt pojawia się duży błąd. Pomyliłam grupy skał i za wcześnie skręciłam… 3-4 minuty w plecy! Dwa punkty dalej doganiam grupę 3-4 zawodniczek startujących przede mną. Nie umiem ich minąć, nie umiem odskoczyć. Ściągają mnie do swojego błądzenie. Uff… wreszcie dłuższy przebieg, mogę wybrać swój wariant i zostawić tramwaj. Dobiegam do labiryntu skał. Na górze kamera. Podbijam punkt i szybko uciekam z widoku… jeszcze 10 metrów, schowam się za skałą i doczytam mapę. Nie ma! Za skałą czekała kolejna kamera! Po nich wybieram całkowicie zły wariant wejścia na skałę… Błądzę. Tracę minuty. Wpadam w nowy tramwaj jadący na punkt. Podbijam za dziewczynami. Teraz tylko ściana płaczu…. Kilkadziesiąt metrów przewyższenia… Tyłek boli, nogi płoną. Szukam plusów… jeszcze 3 punkty i będzie meta. Czas mija. Zostaje ostatni punt i dobieg do mety. Na wyciągnięcie ręki mam Czeszkę. Doganiam ją. Widownia buzuje dopingując swoją reprezentantkę. Nie mam już sił ale nie mogę odpuścić. Wymordowana padam za metą.

To był bardzo ciężki bieg. Fizycznie i psychicznie. Jeśli spojrzeć tylko na wynik – słaby z masą błędów. Jeśli podzielić bieg na fragmenty – momentami wyglądało to fajnie, mocno i płynnie. Był tak zwany flow, było czytanie mapy i były słuszne warianty. Niestety zbyt mocno wybijały mnie z rytmu kamery i ludzie z mediów. Tak realizowane są transmisje z poważnych zawodów. Kibice w centrum zawodów i przed telewizorami chcą widzieć zawodników w akcji. Trzeba się do tego przyzwyczaić… chociaż jest to cholernie ciężkie. Pytanie tylko gdzie i jak to trenować ???

DZIEŃ 4 - finał Pucharu Świata czyli sprint w Mlada Boleslav

Najlepsza 40-stka klasyfikacji pucharu biegała w finale A. Reszta zawodników reprezentacji krajowych miała finał B. Wszyscy kibicowaliśmy Oli Hornik, która ruszała w połowie stawki. Najpierw przedstawienie zawodników. Później start ze zbudowanej sceny. Obok trybuna dla kibiców i duży telebim. Show robiło ogromne wrażenie. Ola pobiegła fenomenalny bieg i skończyła zawody na 8-mym miejscu! Niemniej jednak dla większości z nas, zawodników finału B, zbliżała się pora rozgrzewki. Tak samo jak najlepsi, mieliśmy boksy startowe wzdłuż wybiegu i startowaliśmy z podwyższenia. Fajne uczucie. Kilka sekund przed piknięciem zegara sędzia kładzie rękę na mapie pilnując byśmy nie ruszyli za wcześnie. Ignoruję ten ruch. Skupienie. Ostatni wdech i jadę swoje.

Bieg był bardzo udany. Nie zrobiłam żadnego błędu wariantowego. Byłam spokojna i ignorowałam wszystkich na około. Wycisnąć mogłam tylko 14-16 sekund z dwóch zawahań, a reszta to już ogromne zmęczenie całego organizmu. Trzy etapy dawały się mocno we znaki. Trzy dni nowych dla mnie emocji mocno mnie wyeksploatowały. Ten czwarty dzień był wreszcie dniem, gdzie mało nowych rzeczy mnie zaskoczyło. Z większością zdążyłam się już oswoić.

FINISH

Emocje i stres powoli opadają. Niesamowicie cieszę się, że dostałam szansę poznania rywalizacji na światowym poziomie od środka, od strony zawodnika i reprezentanta Polski. Swój start w Pucharze Świata oceniam jednak na 3. Zostawiłam w terenie serce i zdrowie ale swojej formy nie udało mi się sprzedać, mimo, że ją miałam. Oczekiwałam od siebie więcej, zwłaszcza na knock oucie. Wejście w świat orienteeringu w wieku seniora ma to ryzyko, że wszystko jest nowe i że wygląda zupełnie inaczej niż na spokojnym, krajowym podwórku czy też przed ekranem komputera. Osoby idące ścieżką od dzieciaka czy od juniora mają okazję zapoznawać się ze standardami międzynarodowych imprez krok po kroku. Ja w tym czasie kręciłam się w lewo po tartanie ;) Teraz w ekspresowym tempie wyrównuję doświadczenie. Wierzę, że już niewiele rzeczy będzie w stanie mnie zaskoczyć i wyprowadzić z równowagi. Bardzo miło wspominam wprowadzony rytm dnia. Przed południem czy w południe rywalizacja. Obiad. Wieczorna odprawa z Trenerem, podczas której rozmawialiśmy o mimiony etap, omawialiśmy plan następnego dnia, analizowaliśmy czekający nas teren, rozpracowywaliśmy usytuowanie centrum zawodów i możliwe przebiegi trasy. Ot, wlewanie w nas pewności siebie. Świetną robotę w tym zakresie wykonał Wojtek Dwojak i Hania Wiśniewska. Brawa dla nich!

Sporo widziałam, sporo przeżyłam i mam ogromny materiał do analizy. Teraz tylko zadbać o zdrowie i zaplanować trening z mapą na wysokich prędkościach. Po czerwcu wiem, że mogę wejść z techniką na solidny poziom. Po Pucharze Świata wiem, że trzeba jeszcze mocniej wypracować u siebie umiejętność koncentracji. Wyjazd na PŚ nie był celem czy też spełnieniem marzeń. Był krokiem do bycia lepszą orientalistką bo cele i marzenia sięgają wyżej :)

 

Wyniki i maeriały https://www.wcup.cz/en 

sponsorzy p2

Back to Top