Sprinty żółtodzioba

W ubiegłym roku żółtodziób po sprincie mógł powiedzieć tylko jedno 'Euforia!'. W tym roku... no cóż ... było troszeczkę inaczej.

MP 2017 lublin 2Już od początku wiosny wiedzieliśmy, że wypada nam 50% składu złotej sztafety więc obrona tytuły Mistrzów Polski W sztafetowym Biegu na Orientację była poza sferą marzeń. Wiedzieliśmy też, że przy odrobinie szczęścia mamy papiery żeby pokusić się o TOP 6, a ja indywidualnie o TOP 3. Takim planem żyliśmy do połowy maja i nagle łup. Posypałam się. Czułam, że zbiera mi się na coś w plecach, że sztywnieją, że coś promieniuje z pośladka do łydki. Z bólem przebiegłam jeszcze 5km w sztafecie Ekiden ale to co działo się po biegu przeszło moje oczekiwania. Ostry ból, promieniowanie i drętwienie lewej nogi ... było na prawdę słabo. Następnego dnia obrałam kierunek fizjo. Badanie manualne, historia objawów i szybka diagnoza: wróciła dyskopatia i stan zapalny nerwu kulszowego. A ja mam 3 tyg do najprzyjemniejszej odmiany biegu na orientację - sprintu.

Życie zmieniło się jak za dotknięciem różdżki (tylko czemu ta różdżka działała na opak ?! ). Z planów ułożonego BPS (bezpośredniego przygotowania startowego) musiałam przestawić się na plan przetrwania 8h siedząc w pracy przy biurku. Było to cholernie ciężkie. Po tygodniowym zwalczeniu najostrzejszego stanu zapalnego wpadłam w hipnotyzujący rytm (dziękuję różdżko): pobudka przed 6:00 żeby zrobić kilka serii ćwiczeń z gumami i poleżeć z ciepłym okładem. W przerwie w pracy kolejne kilka serii ćwiczeń. Siedząc przy komputerze rozciąganie i rozgrzewające okłady. Po pracy fizjo. W domu leżenie, ćwiczenia z gumami, rozciąganie i rozgrzewanie. I tak przez kolejne 1,5 tygodnia. Swoją aktywność ograniczyłam do drogi z pracy i do pracy oraz ćwiczeń z gumami 7 razy dziennie. Nic więcej, nic mniej. Dni mijały, a ból dalej był. Już przestałam mieć złudzenia, że wystartuję na MP w sprincie, zaczął się stres czy fizjo zdąży postawić mnie na nogi do Jukoli... ale po kolei :)

MP 2017 lublin 4Z wytypowaniem składu sztafety czekaliśmy praktycznie do ostatniej chwili bo ciągle wierzyłam, że uraz zaraz zniknie, że następnego dnia będzie już ok. Koniec końców zdecydowaliśmy się na mocno ryzykowny skład. Wypali - mamy TOP 6, nie wypali - nkl. Szanse rozkładały się równo po 50% bo... wątpliwe były dwie osoby z pierwszego składu:
Marek - gniewny, szybki, ale z częstym omijaniem punktów i ja - z niedoleczonym stanem zapalnym ale poprawiającym się z dnia na dzień stanem zdrowia.
Mieliśmy świadomość niewiadomej i... magiczna różdżka znowu zadziałała... Po pierwszej zmianie Natalia na 13 miejscu - okej, tak jak planowaliśmy. Na drugiej zmianie Marek, goni jak szalony finiszując na 7 miejscu - rewelacja! Na trzeciej Kuba - typowy leśny biegacz- daje z siebie 100% i utrzymuje 7 miejsce z 6 w zasięgu wzroku... Z tym, że my już wiedzieliśmy, że za drugą zmianę dostaliśmy DSQ czyli ja już nie musiałam startować. Z perspektywy sztafety - rozczarowanie, żal i sportowa złość no bo jak można nie sprawdzać kodów i robić nkl? Z mojej perspektywy - radość z szansy na jeden dzień więcej dla organizmu w walce z zapaleniem, złość bo chciałabym się wreszcie pościgać, powalczyć, sprawdzić na ile poważny jest jeszcze mój uraz.

Niemniej jednak chyba nieświadomie weszliśmy w prawidłowość, że OK!Sport albo kończy z tytułem Mistrzów Polski, albo nie kończy wcale ;) Więc za rok... wracajcie Iwona i Łobo - biegniemy po złoto!

MP 2017 lublin 1Bieg indywidualny był dla mnie jeszcze większą zagadką. Od trzech dni prowadziłam ze sobą wewnętrzny dialog, że w przypadku gdy poczuję mocniejszy ból staję i schodzę z trasy bo za 2 tyg Jukola i szkoda byłoby tam nie pobiec. Rozgrzewkę zrobiłam jakby jej nie było, delikatną. Nie było sensu mocniej. Trasa była tak wytyczona, że pierwszy punkt i kierunek na drugi wszyscy mieli już opanowany. Mimo to po wybiciu mojej minuty ruszyłam spokojnie, wsłuchując się w sygnały ciała. Korciło mnie żeby puścić nogi, pognać ile sił, udawało mi się skutecznie trzymać wciśnięty hamulec bezpieczeństwa. Ponieważ biegaliśmy na starówce sporo było miejsc gdzie musiałam podwójnie uważać: schody, kocie łby, omijanie pieszych i gwałtowna zmiana kierunku. Taki niekontrolowany ruch mógłby być za dużym obciążeniem dla kręgosłupa, podrażnienie nerwu i przerwa murowane. Po 14 punktach uznałam, że jest okej, że nic złego się nie dzieje i że na prostych mogę zaryzykować odważniejszy bieg. Koniec końców po 20min biegu zajęłam 6 miejsce tracąc do podium 45 sek. Ciężko cieszyć się z wyniku i miejsca w ścisłej czołówce bo to nie był bieg nawet na 90%. Cieszę się z zupełnie innych rzeczy.
Po pierwsze i najważniejsze - dojrzewam jako orientalistka. Już nie gonię przed siebie z upartą myślą 'byle szybciej do punktu, a potem się zobaczy'. Biegnę równo i kontroluję sytuację. Złapałam się na tym, że skoro wiem ile bram / budynków mam minąć i jaki mam przebieg na kolejny punkt to analizuję otoczenie bo wiem, że tędy prowadzi mój przebieg za 5-7 punktów. Ta operacja zadziała się poza moją kontrolą. Biegłam. Czułam się komfortowo. Wiedziałam gdzie. Wiedziałam co jest dalej. Mózg zaczął analizować coś dużo dużo do przodu. Szok! Szok! Szok! Do tej pory pojawia mi się uśmiech na twarzy bo słyszałam o takich sytuacjach ale nie wierzyłam jak można w trakcie biegu, gdzie tyle się dzieje mieć czas na analizę przecinających się przebiegów. Ano... można :)
Po drugie - stan zapalny jest już na wykończeniu. Kolejny tydzień leżenia i ćw z gumami powinien załatwić sprawę. Zostanie mi jeszcze tydzień do Jukoli.
Po trzecie - nawet po 3 tygodniach 'leżakowania' z rwą kulszową, z ograniczonym do minimum poruszaniem sie, jestem w stanie biec na spokojnej dla mnie prędkości co daje TOP 6 w Polsce.

Teraz tylko wyleczyć się do końca i heja na Jukolę! Pod koniec kwietnia 10mila zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Start masowy, nowy teren i setki orientalistek dodały mi +10 do adrenaliny i +150 do poziomu lubienia tego sportu. Na Jukoli startuje 1300 sztafet. Nie umiem sobie tego wyobrazić... tylko po jakie licho mam próbować to robić skoro już za 14 dni będę częścią tego święta :)

BTW
Gratulacje dla medalistów. Na KMP była mega walka o całe podium w sztafecie pokoleń, w Lublinie niesamowita rywalizacja o złoto między UNTS i Poznaniem. To jest show. To są mega emocje, a że znam coraz więcej orientalistów to jeszcze mocniej wkręcam się w te emocje :)

sponsorzy p2

Back to Top