OOcup - nowe doznania orientalisty

Wyjazdem żyłam już od kilku tygodni. Mniej ważne było 5 dni biegania, 3 kraje, hardy teren. Ważniejszy był tydzień urlopu z ludźmi, których uwielbiam i z którzy zarazili mnie pasją.

Naturalnym odruchem dla nas po kilku godzinach spędzonych w samochodzie był chill, przejrzenie miasteczka, obiad i bieganie... Ot takie zwyczajne, niehamowane przemieszczanie się gdzieś przed siebie, gdzieś w stronę gór. Ta chęć zaprowadziła mnie i Kubę pod skocznię, a obiekty w Planicy są na prawdę imponujące. Na dole wahaliśmy się tylko sekundę bo w kolejnej już wspinaliśmy się po schodach na belkę startową. Patrząc w dół podziwiałam skoczków, ich odwagę, automatyzm i opanowanie. Wybrali sport, w którym do perfekcji należy opanować 5 sekund swojego życia. 5 sekund, w ciągu których zjeżdżają, odbijają się, lecą i lądują. Sport tak odmienny od wolności biegania, wolności wyboru wariantu, rozmaitości rzeźby terenu. Bez dwóch zdań - wybieram bieganie :)

Wiedzieliśmy, że w środę rozpoczyna się OOcup - 5 dni orientacji w trudnym technicznie terenie.... i we wtorek poszliśmy w góry. Rozsądek podpowiedział nam, że atakowanie najwyższego szczytu Słowenii w lekkich butach biegowych i bez kasku nie jest najrozsądniejsze więc zdecydowaliśmy się przełęcz - Luknja. Tylko rzut (bardzo dobry rzut) dzielił nas od szczytu ;) Po 5 godzinach w górach lekko zmordowani pojechaliśmy jeszcze do Austrii na trening z mapą. Krótka trasa pozwoliła nam pozbyć się szoku i płynniej wejść w pierwszy dzień zawodów.

OKejaki nie martwcie się na Triglav wejdziemy następnym razem (!).

Niesamowite jest poszerzanie swoich horyzontów. Jeszcze tydzień temu patrzyłabym na załączoną mapę jak na dziwną, chińską mozajkę. Teraz doceniam profesjonalizm mapiarza. W terenie, który dla mnie był jednym wielki pobojowiskiem głazów, skał i kamieni udało mu się wychwycić te elementy, które pozwalają świadomie poruszać się po nim z mapą. Zdobycie szczątków tej świadomości nie było łatwe. Każdy krok w kierunku kolejnego punktu był moim małym sukcesem i małym zwycięstwem. Patrząc teraz na mapę rozpiera mnie duma i szczęście, że powoli ją czytam i powoli ją rozumiem.

5 dni biegania w tak wymagających terenach było sporym wyzwaniem jednak sukcesywnie przesuwaliśmy się w górę klasyfikacji generalnej. Na trasie każdy z nas walczył. Głową, nogami i sercem. Za metą wspólnie analizowaliśmy swoje przebiegi i wybrane warianty, a przecież pamiętanie swojej trasy oznacza coraz bardziej świadomie bieganie. Później graliśmy we frisbee, opalaliśmy się (mahoń przecież sam się nie zrobi), delektowaliśmy przyrodą, jeziorami i widokami.

 

Niemniej jednak wisienką na torcie orientacji są ludzie. Zarówno Ci najbliżsi z klubu, z Polski jak i cała społeczność orientalistów. Naszym mottem wyjazdu stało się ''don't You worry!'', a niemal osiągniętym celem Triglav i trójstyk.

 

Znakiem rozpoznawczym jest lampion :)

sponsorzy p2

Back to Top